Zaległości i bojowe nastawienie

Trochę mnie nie było-tyle się dzieje, że na nic nie ma czasu. Musiałabym pisać i pisać żeby opisać wszystko co się wydarzyło od poprzedniego tygodnia. Spróbuję to jakoś streścić i skrócić żeby Was nie zanudzić:)
Zacznę od długiego weekendu. Mama odpoczęła od ćwiczenia, masowania, klepania, odsysania Dzidziusia (tatuś przejął część obowiązków) i zrelaksowała się w domowym spa. Mieliśmy gości i my byliśmy na pierwszej wyprawie po naszych ?cudownych? chodnikach nowym Maybachem.

Korzystamy z jesienno-wiosennej aury i za zimą wcale nie tęsknimy. Po tej wyprawie Leluś nasz sam zawołał, że chce jeść. Do tej pory nie możemy ochłonąć po takim zaskoczeniu i chwalimy się tym wszystkim wkoło:) Apetyt w ten weekend dopisywał Gabrysi i tak na razie zostało. Tfu tfu nie zapeszamy. W ogóle nasza Dzidzia ostatnio nas bardzo zaskakuje. Ćwiczenia i leżenie na brzuszku nie są już opłakiwane tak strasznie jak zwykle. Nawet zaczyna jej się to podobać:)
Wczoraj z kolei była szybka akcja i wypad do stolicy Warmii i Mazur. 12:00 matka dzwoni do logopedy ze szpitala dziecięcego i okazuje się, że na 15 zwolniło się miejsce. Wizytę ustaloną mamy na koniec lutego więc trzeba skorzystać z okazji i pędzić na spotkanie. Ojciec urywa się z pracy, my biegiem jemy, pakujemy się i ubieramy. Do Olsztyna mamy 75 km i około 1,5 godz. jazdy. Wszystko udaję się zorganizować i jesteśmy u Pani mgr na czas. Po wizycie zrobiliśmy ogromne zakupy i portfel mamy okrutnie zeszczuplał, ale najważniejsze, że nasza Dzidzia będzie jeździła od dziś jak na Królową przystało w różowym, wygodnym foteliku. Oto ich zdjęcie-Królowa i jej tron:)


Zaskoczyła mnie tylko jedna rzecz w tym mieście, a mianowicie brak miejsca do przebrania dziecka. W sklepie w którym kupowaliśmy fotelik Pan zaproponował nam żebyśmy pojechali z Małą do jakiegoś hipermarketu żeby przewinąć Gabryśkę. Ciekawa jestem czy Pan by też tak chętnie latał po całym mieście gdyby miał niespodziankę w majtkach? Przebieraliśmy więc naszą Dzidzię w nosidełku na sklepowej podłodze! Szok jakie musieliśmy wykonać ewolucje i w jakich warunkach. Ale grunt, że Lelek w drodze powrotnej do domu miał suchutko i cieplutko.
Dziś z kolei byłam na tourne po urzędach. Przed powrotem do pracy chciałabym załatwić wszystkie formalności jakie są niezbędne w fundacji Polsat do refundacji koflatora. Myślę, że powinniśmy mieć ten sprzęt i z niego korzystać. Chciałam przed zakupem tak drogiego sprzętu wypróbować go i wypożyczyć z Caritasu, ale moja propozycja spotkała się jak zwykle z oporem ze strony tej instytucji. Oczywiście wymyślam sobie i męczę niepotrzebnie to biedne dziecko. Tylko dlaczego w Stanach ten sprzęt jest podstawowym wyposażeniem dziecka chorego na SMA? Dlaczego tam zalecają jego stosowanie? Może u nas dzieci z tą chorobą są jakieś wyjątkowe i im to jest niepotrzebne? Pozostawię całą tą sytuację i współpracę bez komentarza.
A przy okazji wyrzucę z siebie trochę jadu i obsmaruję tu niektórych urzędników. Generalnie moja postawa co do urzędników jest pozytywna ponieważ wiem, że urzędnik też człowiek i często spotykam się z pozytywnymi urzędnikami. Takie urzędniczki spotkałam dziś np. w PCPR-ze. Panie były sympatyczne i bardzo mnie zaskoczyła jedna z nich informując mnie, że czyta mojego bloga i, że o nas pamiętają. Pozdrawiam serdecznie PCPR w Bartoszycach. Natomiast MOPS to zupełnie inna bajka. Krążąc od pokoju do pokoju w celu uzyskania opinii na nasz temat niezbędnej dla fundacji Polsat trafiłam do pokoju pracowników socjalnych. Weszłam i grzecznie zapytałam Państwa siedzących i machających palcem w bucie, gdzie mogę znaleźć pracownika socjalnego. Z jakiej ulicy-zapytała Pani. Odpowiedziałam grzecznie na co Pani rzekła z niechęcią w głosie: ych to do mnie i się skrzywiła. Kolega po fachu (wyglądający na równie zapracowanego) rzekł: hehe a myślałaś, że mnie wrobisz. Widocznie (ja to tak odebrałam) niesienie pomocy przez tą instytucję to zło konieczne. Tylko Ci państwo zapominają jak łatwo oni mogą znaleźć się w takiej sytuacji jak ja i jak łatwo stracić wszystko. Być może spaliłam sobie tym wpisem pewne mosty, ale póki co mam jeszcze trochę siły na walkę z takimi ?pomocnymi? urzędnikami.
Jeszcze tylko krótko o powrocie do pracy. W dalszym ciągu poszukujemy opiekunki. Zostało już naprawdę niewiele czasu, ale jakoś nie wpadam w panikę (po cichu liczę, że jednak moja mama przełamie swój strach i w razie kryzysu z opiekunką zaopiekuje się Gabrysią tym bardziej, że i tak byłaby przez cały czas z Gabrysią i opiekunką). A wszystkim zainteresowanym i dzwoniącym do mnie Paniom dziękuję i chciałabym poinformować, że nawet przez telefon słychać, że Pani np. jest po spożyciu alkoholu. Informuję również, że praca jest przez 2 tyg. po 8-9 godz., a 2 tyg. po 2-3 godz. ale czas ten może ulec wydłużeniu lub skróceniu. Nie będziemy więc rozważać ofert od Pań, które ?nie mogą przychodzić z rana?, lub chcą opiekować się Gabrysią ?u siebie w domu?. Mamy pewne oczekiwania i wymagania, a tych którzy nie mają ochoty ich spełniać prosimy o nie zawracanie nam gitary:) Panie odpowiedzialne, chcące nauczyć się naszych zwyczajów i zabiegów oraz chętne do nauki i kochające dzieci zapraszam i proszę o kontakt. Poleciałam prywatą, ale może dzięki temu znajdę kogoś odpowiedniego dla Lelusia.
Zrobiło się trochę bojowo, ale ja naprawdę miłą osobą jestem ? tylko nie deptać mi na odcisk:)

This entry was posted in codzienność. Bookmark the permalink.

9 Responses to Zaległości i bojowe nastawienie

Skomentuj Beata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *