Szpital-historia optymistyczna

Czy w szpitalu może być dobrze? Z racji samej istoty pobytu dla pacjenta raczej nie, ale może być miło, czasami wesoło, może być wsparcie ze strony pielęgniarek, może być bez wywyższania i zadufania ze strony lekarzy.
Może być.
Tydzień temu wróciliśmy ze szpitala dziecięcego w Olsztynie i do tej pory nie możemy wyjść z podziwu nad opieką na oddziale chirurgicznym. Pojechaliśmy tam z nastawieniem lekko bojowym, z ogromnym strachem i niepewnością o Gabrysię. Nauczeni kilkoma przypadkami różnych zachowań w stosunku szczególnie do naszej wiedzy na temat SMA nastawiliśmy się na walkę i forsowanie naszej wiedzy.
Jak mile się rozczarowaliśmy.
Przede wszystkim lekarze rozmawiali z nami, tłumaczyli, odpowiadali na pytania, nie czarowali, że to błaha sprawa, że nic się stać nie może. Zaoszczędzili nam tym samym nerwów. Matka spędzając ten czas w szpitalu mogła skoncentrować się tylko na Gabrysi a nie na ciągłej walce, a Gabrysia czuła ten spokój.
Pobyt w szpitalu tym razem to dla nas mnóstwo różnych emocji. Zaczęło się od zachwytu nad nową częścią szpitala dziecięcego. Tam trafiliśmy przypadkowo na lekarkę, która opiekowała się Gabrysią po pobycie na OIOMie i ogromne zaskoczenie, że lekarka ta nas pamięta a nawet do nas zagląda. Super miłe spotkanie z lekarką którą pamiętamy jako “tę empatyczną”. Pozdrawiamy serdecznie i cieszymy się, że mogliśmy się spotkać, zamienić kilka zdań, że zobaczyliśmy ten uśmiech.
Tam też spotkaliśmy znajomych i w sumie wejście na oddział, choć trwało kilka godzin upłynęło nam wesoło. Na oddziale dostaliśmy “apartament”. Nie uwierzycie, ale warunki mieliśmy naprawdę komfortowe-jak na warunki szpitalne oczywiście W odremontowanej sali byłyśmy same, łóżko dla matki wygodne, nie skrzypiące, brakowało jedynie łazienki, ale dwie ogólne z prysznicem wystarczały dla wszystkich, a ja gdy potrzebowałam prosiłam pielęgniarki żeby się zaopiekowały Gabrysią. Bez problemów i z uśmiechem pielęgniarki opiekowały się Małą, zaglądały do nas, pytały czy czegoś nie potrzebujemy, czy w czymś mogą pomóc, patrząc na moje zabiegi i umiejętności traktowały mnie prawie jak koleżankę “po fachu”:) Tatę również, choć rozbawiły nas pytając na początku czy tata sobie poradzi gdy ja biegłam pod prysznic:) Tak, tata jest takim samym ekspertem:) Dla Gabrysi od razu jednak rzucił się w oczy brak telewizora, ale na szczęście ratował nas sprzęt pożyczony od Gabrysiowej kuzynki Oli.
I było rodzinnie. W szpitalu. Mnóstwo odwiedzin. Gabrysiowa kuzynka czytała książki, Gabrysiowa ciocia dokarmiała mamę, babcia wpadła choć na chwilę ze śpiewającym ptaszkiem, ciotka z wujkiem i kuzynką zajrzeli z Peppą na poprawę humoru. Dzięki nim czas jakoś szybciej leciał. Bo czas w szpitalu ma własne życie. Minuty jak godziny, godziny jak dni, dni jak tygodnie.
I było niespodziewanie. Niespodziewanie poznałyśmy małżeństwo Owsiaków z Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Spontanicznie matka podziękowała im za wsparcie na początku naszej historii, a oni spontanicznie matkę wyściskali–>klik. Zajrzeli do Gabrysi, która po operacji odsypiała i zachwycili się jej urodą:) Ogromne wzruszenie, ogromne szczęście, że mogłam im osobiście podziękować za to, że jako jedni z pierwszych pochylili się nad naszymi prośbami.
Pamiątkowe zdjęcie.
KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA
Za każdą pomoc jesteśmy wdzięczni i staramy się dziękować wszystkim, którzy nas wspierają. Dziękujemy za każdą wiadomość, za każdą dobrą myśl, za Wasze kciuki. Szczególnie dziękuje cioci Monice i Kasi, że o nas dbały w szpitalu, pielęgniarkom i lekarzom i wszystkim, którzy byli z nami w tych trudnych chwilach. Bo pomimo tego co napisałam wyżej było bardzo ciężko. Zastanawiam się czy o tych emocjach też pisać-boję się, że nie zatrzymam potoku łez.
A jak jest teraz? Rany się goją, mam nadzieję, że te przeżycia odchodzą w zapomnienie, bo Mała coraz weselsza, znów zaczyna się droczyć. Mamy nowego PEGa i zrobiony antyrefluks, zrezygnowaliśmy z pyroloplastyki żołądka, bo była zbyt ryzykowna. Obserwujemy bacznie jaki wpływ miała ta operacja. Napewno skończą się historie z zachłystami. Czekamy na powrót Gabrysi do pełni sił żeby oszacować czy znieczulenie nie zabrało zbyt wiele. Póki co od kilku nocy mamy powtórkę z niespania. Na nowo musimy wypracować pewne rzeczy. A więc czas, jak zwykle czas…
A wczoraj mieliśmy rocznicę. Nie do świętowania, ale nie można o niej nie pamiętać. To już 3 lata z tracheo…

This entry was posted in leczenie, podziękowania, rodzina i przyjaciele. Bookmark the permalink.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *