Moje miejsce

Jest w naszym mieście takie powiedzenie, że „Bartoszyce to nie miasto, to stan umysłu”, używane raczej w pejoratywnym znaczeniu. Tak sobie myślę, że wszystko więc zależy od tego co kto ma w swojej głowie, jak patrzy na drugiego człowieka. Jaki jest nasz stan umysłu, jak widzę nasze miasto?
Ja widzę je w kategorii ludzi z jakimi mamy do czynienia i jakich obserwujemy wokół. Mam wrażenie, że wszystko zaczyna się od nas, od tego jak my patrzymy na drugą osobę, jak samo spełniająca się wróżba, gdy myślisz, że coś złego się stanie to to się stanie, ale gdy uśmiechniesz się do kogoś to on odwzajemni tym samym. Piszę to ponieważ przechodziliśmy różne etapy po diagnozie Gabrysi. Był bunt, wyparcie, rozpacz. Teraz chyba jesteśmy w momencie akceptacji. W tych wszystkich etapach naszego życia towarzyszyli nam różni ludzie, czasami zupełnie obcy, wspierali nas, pomagali. I nie chodzi tu tylko o pomoc finansową. Nie. Chodzi o zwyczajne, drobne gesty. Oczywiście te duże gesty, ten ogrom pracy włożony w różne akcje były i są bardzo potrzebne, bo dzięki temu nie ma już tak ogromnego strachu przed tym czy będziemy w stanie zapewnić Gabrysi tak ważną rehabilitację i niezbędne sprzęty. I gdy my jesteśmy spokojniejsi, weselsi takich ludzi spotykamy.
Nawet gdy konto w Fundacji zaczyna świecić pustkami to wiem, że są ludzie, którzy zawsze nam pomogą. To daje takie poczucie bezpieczeństwa. I to nie dotyczy tylko nas, bo to co się dzieje dla innych dzieciaków, to pospolite ruszenie, które niedawno zadziało się dla Marceliny a teraz dzieje się dla Maciusia, te akcje dla Aronka i innych dzieciaków pokazują, za co kochamy to miasto. I może mamy tu mniejsze perspektywy, bezrobocie szaleje, ale kochamy to miejsce, bo nie ma ideałów.
Owszem jestem czasami nieufna, bo spotyka nas też ludzka złość czy podłość, ale nie skupiam się na tym, zdenerwuję się, nakrzyczę, czasami zrobię porządek i idę dalej. Nie chcę takich sytuacji pielęgnować w sobie i się nimi karmić. Wolę te dobre momenty.
Bartoszyce nie są też specjalnie przyjazne wózkowiczom, ale próbujemy to zmienić. Jest pewien pomysł, projekt, który wkrótce mamy nadzieję zostanie zrealizowany. Tak łatwo było przekonać do tego ludzi. Gdy będą już jakieś konkrety na pewno Was poinformujemy, ale projekt jest świetny i nie mogę się doczekać realizacji.
A te drobne gesty, te dobre momenty? To np. Pan, który przepuści do kasy gdy widzi matkę biegającą po sklepie jakby się w domu paliło, to sąsiedzi, którzy przypilnują mieszkania gdy zostawimy klucz w drzwiach, to Pani, która podejdzie od tak porozmawiać z Gabrysią, zachwyci się jej spodniami, czy fryzurą dostrzegając ją a nie SMA, to dzieci zadające milion pytań, na które Gabrysia chętnie odpowie i nie czuje się z tym źle gdy komuś opowiadamy co to jest pompa i jak je czy oddycha, to dzieci, które zrobiły Lelkowi wczoraj ogromną i wspaniałą niespodziankę, to Pani ze sklepu, która tą niespodziankę zorganizowała i nam przekazała. Tak niewiele trzeba żeby pokazać komuś wsparcie, tak niewiele żeby wywołać uśmiech, albo łzy szczęścia. Wczoraj dzięki takim gestom mieliśmy pełen pakiet emocji. Dzięki dzieciakom z Galin i Pani, która jak już pisałam zorganizowała to wszystko. Wystarczyły kredki, kartki, inwencja opiekuna i kreatywność dzieci żeby wywołać radość i uśmiech Gabrysi. Wczoraj babcia przyniosła do nas plik wspaniałych dzieł. Dzieciaki od tak, bez okazji namalowały piękne obrazki. Od wczoraj mamy więc w domu galerię i wystawę sztuki, bo Gabrysia może te obrazki oglądać non stop. Niesamowite jak niewiele trzeba żeby sprawić komuś przyjemność. Dziękujemy bardzo i zapraszamy na relację fotograficzną z wystawy artystów z Galin.
A Wy uśmiechnijcie się dzisiaj do kogoś i zobaczcie jakie to fantastyczne gdy ktoś odwzajemni ten uśmiech 🙂

This entry was posted in podziękowania, rodzina i przyjaciele. Bookmark the permalink.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *