Ząb

Bardzo intensywny dzień mamy o rana. Najpierw sesja zdjęciowa z Ewą, na której Leluś pozował jak prawdziwa modelka-wkrótce sami ocenicie. Rodzice są zachwyceni zdjęciami. Później ćwiczenia, obiad i dwugodzinny spacer. Chyba trochę przesadziliśmy, ale tak smacznie się spało Lelkowi na podwórku, że matka nie miała sumienia budzić Dzieciaczka. Najważniejsze jednak wydarzenie dnia to….pierwszy ząb!! Rodzice w euforii, cała rodzina się cieszy, wszyscy próbują go wyczuć. A ten ząb to nie taki zwykły ząb. Rano pokazał się dla mamy i taty a wieczorem babcia i mama nie mogły już trafić na jego ślad. Dziwny ten ząb, ale znów można go wymacać:) Ech dorośleje nam Dzidzia.

Napewno już niedługo w związku z pojawieniem się zębisk Gabrysia będzie zajadać zupki z grudkami, bo pomimo mamy starań nic innego niż zupki o konsystencji prawie płynnej nie przechodzą Lelkowi przez buzię. Mama cierpliwie próbuje zachęcać do swoich zupek, ale narazie marne są efekty. Musimy tylko cierpliwie zachęcać Lelusia, żeby pokazać doktorowi, że rura w nosku do żołądka nie będzie potrzebna.

Od wczoraj jednak jesteśmy trochę załamani i matka znów dostała policzek na otrzeźwienie i pobudkę. Rozmawiałam z matką Igorka i ona  znów uświadomiła matce, że ta choroba o nas nie zapomni. Nie znamy dnia ani godziny ale napewno upomni się o swoje. Od jakiegoś czasu zauważyliśmy bowiem u Lelka chrapanie w nocy. Myśleliśmy, że to może języczek się zapada lub mamy za suche powietrze w domu. Niestety Asia uświadomiła mi coś co ja cały czas próbuję wyprzeć i wyrzucić ze swojej głowy. Mianowicie to chrapanie może oznaczać początek problemów oddechowych. Ach nawet nie chcę myśleć co to oznacza i jakie są konsekwencje niewydolności. Mam nadzieję, że to jednak nie nastąpi zbyt szybko. Potrzebujemy jeszcze czasu na zebranie pieniędzy na sprzęt. I chyba na pogodzenie się z tą chorobą, bo narazie nie dopuszczamy jej do siebie. Ćwiczymy Lelka, szukamy pieniędzy i sprzętu, ale cały czas wierzymy, że Gabrysię oszczędzi to cholerstwo. Pewnie każda matka dziecka chorego przechodziła ten etap więc zdaję sobie sprawę, że nie jestem wyjątkiem i czeka nas wiele trudnych dni. Ale jeszcze nie teraz, proszę nie teraz. Nie jesteśmy gotowi. Nie jesteśmy na tyle mądrzy. Nie potrafimy się pogodzić.

I tak z optymizmu przeszłam znów do czarnych myśli. Kończę więc bo nie chcę żeby mój czarny humor zaraził czytacza. W sumie to przecież był wspaniały dzień:) Gdyby tylko można było zapomnieć o tym paskudztwie…

Napisany w codzienność | Dodaj komentarz

Złośliwość rzeczy martwych i spełnianie marzeń

Jak bardzo jesteśmy uzależnieni od telewizora i komputera? Baaaaardzo.  Leluś obudził dziś matkę po 8 i spojrzeniem dał znak, że chce oglądać bajki tak jak codziennie rano po przebudzeniu. Matka ma wtedy dodatkowe pół godziny lenistwa w łóżku. Kogo ja oszukuję, jakiego lenistwa:) Wstaje wtedy matka biegiem jeść śniadanie i wypić kawę zanim Lelek się obudzi na dobre. Bo gdy się dobudzi krzyczy przy każdej próbie wyjścia matki z pokoju.  Bajki są więc po to żeby matka nie chodziła głodna do obiadu:) Odrębnym tematem są reklamy, które uprzyjemniają straszne chwile dla Lelka kiedy matka męczy ćwiczeniami. A dziś niestety nie było bajek, ani reklam, bo nasz dostawca energii pozbawił nas z niewiadomych przyczyn prądu. Podejrzewaliśmy z ojcem ciotkę D., która pracuje w urzędzie ds. energii w stolicy, ale myślę, że nie ma aż takich możliwości. Chociaż kto tam wie co dzieje się w takim urzędzie i jaką władzę ma ciotka D.:) W każdym razie po kilku godzinach jesteśmy znowu podłączeniu do prądu. I co z tego skoro bajek dalej nie ma, bo po tej awarii padł nam znowu telewizor. Zastanawiamy się więc z ojcem co nam się bardziej opłaca? Naprawić po raz kolejny stary telewizor, dokupić po raz kolejny pilota i czekać na kolejną awarię (pan z serwisu był i tak zaskoczony, że tak długo nam działał, chociaż nie uważam, że 6 lat to strasznie długi okres życia telewizorów)? Czy kupić nowy, wypasiony, 42 calowy, wymarzony od półtora roku przez ojca? Decyzję pozostawiłam dla ojca więc spodziewam się dziś wizyty dostawcy ze sklepu elektrycznego:) Ojciec nie widzi problemu w kupowaniu rzeczy na raty, przecież jakoś będziemy spłacać co miesiąc te 100zł, a ja zastanawiam się kiedy posadzą nas za długi:) Oprócz telewizora zostaje jeszcze kwestia komputera, który chodzi już jak reaktor atomowy i czekamy tylko na wybuch. Poza tym  zajmuje tyle miejsce, że nie ma gdzie wstawić choinki. Do tej pory to był nasz priorytet sprzętowy (pomijając sprzęty dla Gabrysi bo to jest sprawa najważniejsza). Niestety bez komputera nie zdziałam nic w sprawie sprzętów dla Gabrysi i boje się najbardziej odcięcia od Internetu-mojego źródła wszelkich informacji na temat choroby. Na szczęście babcia Zosia zaoferowała, że sprawi nam taki prezent. A telewizor jest jednak bardzo ważnym sprzętem. Jakoś tak cicho i dziwnie gdy nic nie jest włączone. Zawsze zostaje radio, ale to nie to samo?

No i siedzimy sobie z Lelkiem w domu a tu w drzwiach pojawia się wielkie pudło. Za nim wchodzi zadowolony ojciec, a matka dostaje palpitacji serce gdy słyszy 24 raty po 107 zł za telewizor, który kosztuje 1650 zł. Nie wiem z czego to spłacimy ale grunt, że lelek ma już swoje reklamy i bajki, a my mamy przecież po 2 wątroby, może którąś sprzedamy:)

A co innego się u nas dzieje? W niedzielę odwiedziły nas ciotki od mamy z pracy. Strasznie Gabrysi podobał się wisior jednej z ciotek i ćwiczyła zawzięcie łapanie i wyciąganie rączek. Spędziliśmy bardzo przyjemny wieczór.

A zaraz idziemy na spacerek. Wczorajszy spacer (pierwszy od ponad 3 tygodni siedzenia w domu) zakończył się powrotem na syrenie. Odzwyczaił się Lelek od spacerów, ale dziś trzeba znowu zaczerpnąć świerzego powietrza.  To idziemy się wietrzyć?

Napisany w codzienność | Dodaj komentarz

Sprzątanie

Dziś matka zaplanowała dzień sprzątania. W domu chaos jak po przejściu huraganu więc zabrała się do pracy. Jaki efekt? Umyty zlew i lustro w łazience, 2 zmywania naczyń i jedno pranie. Plan obejmował odkurzanie, kurze(tu wykazał się tatuś), porządek w papierach, ale gdy tylko Leluś nie śpi pokazuje swoje fochy i nerwy. Myślimy z ojcem, że taki stan naszego Dzidziusia wynika z tego, że wkrótce pojawi się jakiś siekacz. Leluś powinien się więc przyzwyczajać do zupek po 8 miesiącu, z jedzeniem które nie jest już jednolite i które trzeba trochę pogryźć. Mając przed oczami minę i wywrócone w geście niezadowolenia oczy Pana dr od żywienia próbujemy nadal maminej zupki i zupek ze słoiczka dla dzieci w wieku Gabrysi. Efekt taki sam jak wczoraj, ale cierpliwości. Na pewno uda nam się niedługo przekonać Lelka do rozszerzenia menu. Tatuś zaopatrzył nas w 21 słoiczków o konsystencji tolerowanej przez Gabrysię, 2 kolejne podrzucił wujek T. z rodzinką . Musimy być zaopatrzeni w razie gdyby w kolejnych dniach mamina zupka była nadal ble.

Chciałabym Wam również pokazać wspaniały blog o Małym Franku. Mama Dziedzica ( bo taką ma ten bohater ksywę) piszę w fantastyczny sposób i zawsze wywołuje na moich ustach uśmiech. Poza tym bardzo trafnie potrafi przekazać to co siedzi w głowach rodziców dzieci chorych. Wczoraj pisała o rodzicach, którzy w związku z chorobą dziecka muszą zrezygnować z pracy-sytuacja i opis prawie wyjęty z mojej głowy.

A tu kilka fotek z sobotniej sesji zdjęciowej.

Dziękujemy Państwu Pisarskim. Dalsza część sesji w środę.

Mała śpi, tatuś w pracy więc mama ma czas dla siebie. Idę więc?spać:)Dobranoc.

Napisany w codzienność | Dodaj komentarz

Drugi dzień tourne

Wczoraj pół dnia spędziliśmy w stolicy Warmii i Mazur – Olsztynie. Poznaliśmy tam mamę Pawełka chorego na SMA2 ?święta kobieta:) Oprócz Pawełka ma jeszcze czwórkę dzieci, z których najmłodszy ma 2 miesiące. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem, że można ogarnąć dom z tak liczną gromadą, pracę, budowę domu, dbanie o to wszystko i jeszcze przecież trzeba dbać o siebie(chociaż moje doświadczenia mówią, że to zostawia się na koniec, a często na tym końcu nie ma się już na to sił).Matka Pawełka zaprowadziła nas do rehabilitantki, która wymęczyła Lelka, ale pokazała nam również jak powinniśmy ćwiczyć układ oddechowy.  Według niej najlepiej byłoby dla nas znaleźć odpowiednich rehabilitantów w Bartoszycach, ale pytamy wszędzie i nie możemy znaleźć specjalisty od AFE(metody usprawniania układu oddechowego). Jeśli ktoś ma namiary na dobrego rehabilitanta w Bartoszycach to proszę o kontakt.  

Po wizycie u rodziny Pawełka  zaczęłam rozważać powrót do pracy, ale nadal mam wątpliwości i nie potrafię podjąć decyzji. Tak sobie myślę, że skoro są ludzie, którzy potrafią zorganizować sobie życie z tą chorobą to czemu nie my? I czemu mam ciągle wyrzuty sumienia gdy chcę zrobić coś dla siebie?

Oprócz wizyty u Pawełka byliśmy z Lelkiem u lekarza od żywienia. Rodzice zebrali baty za karmienie Dzieciaczka zupkami nieodpowiednimi do wieku-bez grudek i ubogich w składzie. Matka więc dziś ugotowała zupkę ze swojskich warzyw i zmiksowała tak żeby zupka nie miała jednolitej konsystencji. Efekt? Lelek pocmoktał, wypluł i odmówił jedzenia, a matka poleciała do sklepu i zostawiła 50zł za zupki o odpowiedniej, tolerowanej przez Lelka  konsystencji. Leluś jedną z takich zupek wciągnął bez mrugnięcia okiem-190g pysznych warzyw z kurczakiem. To nic, że skład prawie identyczny z zupką matki, ale widocznie w Gerberze są lepsi kucharze niż ja.  Jutro jednak wracamy do prób ekologicznej zupki mamy.

Napisany w rehabilitacja, rodzina i przyjaciele | Dodaj komentarz

Nadzieja

Wróciliśmy z wyprawy do Giżycka i jesteśmy pełni nadziei, że może to wcale nie będzie wyglądało tak strasznie jak opisują to matki w swoich blogach, że ta choroba nie zabierze nam tak dużo i tak szybko. Poznaliśmy tam 26 letnią Agnieszkę chorą na SMA1. Byłam bardzo zdziwiona gdy zobaczyłam pełną życia, piękną, uśmiechniętą kobietę obok której siedział jej ukochany. Agnieszka funkcjonuje sama i stanowi zaprzeczenie wszelkich diagnoz. Ciekawa jestem kto miałby teraz odwagę powiedzieć jej i jej matce, że dzieci z SMA1 żyją 2 lata? Mamy nadzieję, że Gabrysia będzie mogła funkcjonować podobnie jak Agnieszka.

A nasza Gwiazdeczka od razu polubiła ten dom i ich mieszkańców. Rozmawiała, zaczepiała i wszystkim rozsyłała swoje piękne szczerbate uśmiechy. Dawno nie widziałam mojej Gwiazdy tak radosnej, rozgadanej i zadowolonej. No ale to właśnie jest gwiazdorstwo najwyższej klasy żeby pięknie zaprezentować swoją wspaniałą osobowość nowej publiczności.

Jutro z kolei jedziemy do Olsztyna i tam poznamy Pawełka i jego rodzinę. Mamy nadzieję na kolejny pozytywny dzień, pełen wrażeń.

Napisany w codzienność | Dodaj komentarz

Normalność

Jakie to normalne iść z mężem do kościoła. Normalne zrobić rodzinną sesję zdjęciową i dobrze się przy tym bawić. Wizyta u rodziny, spotkanie z przyjaciółką to kiedyś była nasza codzienność. Dziś łakniemy takich chwil jak kwiaty wody. Szkoda, że nie każdy z dawnych przyjaciół z którymi kiedyś bez problemów i zmartwień dobrze się bawiliśmy, rozumie, że my nadal jesteśmy normalni. Zmieniło się nasze życie, ale my nie zmieniliśmy się tak bardzo. Jesteśmy może trochę smutni, ale myślę, że z czasem nauczymy się na nowo śmiać. Za to nasza Dziecinka jest bardzo rozrywkowa i uśmiechnięta wiedzą to wszyscy którzy jednak są przy nas. Uwielbia starych i nowych znajomych, no chyba, że próbują ją ćwiczyć. Przy bliższej znajomości  pewnie przyzwyczai się do tych męczycieli.

Ciotce D., ciotce K. i wujkowi A. dziękujemy za odrobinę normalności którą zafundowali nam w ten weekendJ Oczywiście nie możemy zapomnieć o śmiesznym wujku T. i jego zwariowanej rodzince a w szczególności małej (pewnie się panna za to obrazi) ciotce O. którzy przychodzą do nas tak często jak tylko mogą. Buziaki dla Was wszystkich.

Napisany w rodzina i przyjaciele | Dodaj komentarz

Cudak

Oj dawno mnie tu nie było, ale ciekawa jestem czy ktoś tu wogóle zagląda?

Tyle rzeczy się dzieje, że nie ma czasu na bieżące wpisy. Dziś np. byliśmy w Giżycku i poznaliśmy kilka nowych zabaw, które pomogą Gabrysi w rozwoju mowy i zaowocują wkrótce pięknym „mama”:) Chociaż nie byłabym zaskoczona gdyby pierwszym słowem było”tata” bo Gabrysia to taka córunia tatunia. Od przyjazdu z Giżycka nawet na mnie nie spojrzy. Swe piękne oczka wpatruje tylko w tatusia. I wcale się jej nie dziwię bo tatuś to prawdziwe ciastunio:)

 Czekamy teraz na wizytę cudaka – tak nazywam Pana Andrzeja M. Pan M. jest bioenergoterapeutą i twierdzi, że potrafi swoją energią uzdrawiać ludzi. Wiem, że pewnie jestem naiwna i sama w to nie wierzę, ale za cenę  50 zł nie chcę w przyszłości wyrzucać sobie, że nie spróbowałam i tej drogi. A więc zaraz Gabrysia zostanie uzdrowiona:) Jeśli ktoś czyta ten blog to niech trzyma kciuki żeby to nie była ściema. O efektach terapii uzdrawiającej napiszę po zabiegach.

*****************************

Cudu narazie nie ma i nie ma w portfelu 5 dych ech  my naiwni…..

Napisany w codzienność | Dodaj komentarz

Inny

Czytam kolejny blog rodzica dziecka chorego. Tym razem dziecko cierpi na porażenie prawego splotu ramiennego. Dlaczego ja nie potrafię pisać i mówić o chorobie swojego dziecka w ten sposób tzn. pogodzić się z tą chorobą i jakoś żyć, znaleźć w tym wszystkim coś pozytywnego? Dlaczego każde dziecko spotkane na ulicy, każda rozmowa o dzieciach, msza dla dzieci, spotkanie z przyjaciółmi i wiele innych codziennych spraw powoduje, że myślę o tym jak o czymś utraconym, czego my i nasza Gabrysia nigdy nie będziemy mieli? Dlaczego nie potrafię się z tym pogodzić? I dlaczego ciągle lecą łzy? 

Może przynudzam, ale trudno. Ten blog jest inny. Nie napiszę, że wszystko jest dobrze. Ludzie nie lubią czytać takich rzeczy ale trudno, nigdy nie robiłam czegoś pod publikę. 

Oczywiście chciałabym myśleć o tym wszystkim jak o próbie, którą stawia przed nami Bóg, ale nie potrafię. Dla mnie jest to tragedia i nie potrafię się pozbierać. Czytam blogi w których matki piszą, że Bóg daje chore dzieci silnym ludziom, bo wie, że oni sobie z tym poradzą. Co za bzdury! Tym razem nie trafił w silną matkę.

Chociaż widzę jakiś postęp w moim myśleniu, bo nie zadaję już w kółko pytania „dlaczego my”? Może z czasem pogodzę się i z diagnozą i nauczę się mówić o tym wszystkim tak jak inni blogowicze.

Jednak dziś są jeszcze łzy…

Napisany w codzienność | 2 komentarze

Historia c.d. i pierwsze akcje – ostrzegam, że długie:)

Nazywam się Ula i jestem matką siedmiomiesięcznej Gabrysi ? tak zaczynają się moje prośby o pomoc rozsyłane do ludzi. 14.03.2011 o 1:15 przyszła na świat Gabrysia. Otrzymała 10 punktów w skali Apgar i nic nie zapowiadało tego co wydarzyło się pięć miesięcy później.  Żyliśmy jak w bajce, mieliśmy wspaniałą rodzinę i przyjaciół, dom, cudowne, śliczne, zdrowe dziecko. Do czasu gdy dostaliśmy skierowanie do poradni rehabilitacyjnej. Tam okazało się, że Gabrysia ma obniżone napięcie mięśniowe. Przeraziłam się bardzo, ale wiedziałam, że napięcie można wyćwiczyć. Jednak moje przeczucie nie dawało mi spokoju i postanowiłam (pomimo, że lekarze odradzali) skonsultować się z neurologiem. I tu zaczyna się dramat. 

Pani neurolog skierowała nas na diagnostykę do szpitala nie mówiąc czego szukają. W szpitalu dopiero przy wypisie powiadomili nas, że prawdopodobnie jest to rdzeniowy zanik mięśni SMA1, choroba Werdniga-Hoffmanna. Co to za choroba, dlaczego Gabrysia, skąd się to wzięło? Nikt nie chciał, nie mógł i nie potrafił nam tego wyjaśnić. 08.08.2011 otrzymaliśmy wyniki DNA i okazało się, że nasza kruszynka jest chora. Gdy otworzyłam list i przeczytałam diagnozę moją pierwszą myślą było żeby obudzić się z tego koszmaru, to nie jest prawda. Zaczęłam rwać włosy z głowy i powtarzać  jak mantrę”nie, nie, nie”. Ale nie mogłam się obudzić… Dziś kiedy to wspominam i piszę o tym mój ból jest tak samo mocny. Nie mogę się z tym pogodzić.

Ale co to za choroba – nie każdy zapewne wie, bo ja dopóki nas to nie spotkało nie orientowałam się, że są różne typy zaników mięśni.  Niestety typ choroby Gabrysi jest najgorszy. Dzieci z tą chorobą nigdy same nie usiądą, z czasem przestaje funkcjonować układ oddechowy i  potrzebny jest respirator do podtrzymywania życia, przestają połykać i potrzebna jest rurka do odżywiania przez brzuch. Na początku poszukiwań informacji na temat tej choroby w Internecie przeczytaliśmy, że dzieci z tą chorobą żyją do 2 lat. Takie same bzdury opowiadali nam ?specjaliści? z Olsztyna. Gdy trafiliśmy do jednego z takich ?fachowców? usłyszeliśmy, że nic nie powinniśmy robić bo nie ma co robić. Nie powinniśmy nawet jej ćwiczyć. To co usłyszeliśmy my jest niczym w porównaniu z tym co musieli wysłuchać rodzice w całej Polsce. Dziś rozmawiałam z matką dziecka chorego na SMA1, która w CZD w Warszawie usłyszała, że powinna ?zrobić? sobie drugie dziecko a to gdzieś oddać. Niestety tacy lekarze są w całej Polsce. Zupełnie inaczej wygląda to wszystko w „cywilizowanych” krajach. Tam dzieci objęte są opieką zaraz po diagnozie-w Polsce musi dojść do zapaści oddechowij, żeby ktoś objął dziecko opieką. Matki dzieci chorych na SMA1, z którymi kontaktowałam się po diagnozie wyjaśniły mi, że lekarze nie mają o tej chorobie pojęcia, nie śledzą najnowszych badań i opowiadają bzdury, bo dla nich te dzieci są nierokowalne, a NFZ nie płaci za dzieci, które jeszcze same oddychają. One pokazały nam jednak, że dzieci z SMA1 żyją i bardzo chcą żyć, a rodzice walczą jak mogą o każdy oddech i o godne życie zarówno dla swoich dzieci jak i dla reszty rodziny. A sytuacja niestety nie wygląda kolorowo. Rodzina po diagnozie musi  sama uporać się  z załamaniem, z myślą, że ukochane, wyczekiwane z radością dziecko nigdy nie będzie sprawne, że może dojść do najgorszego w każdej chwili. Często rodzice załamują się, myślą nawet o próbach samobójczych bo pozostawieni są sami sobie. Nikt nie pokieruje gdzie można otrzymać pomoc, jak starać się o sprzęt, gdzie znaleźć specjalistów. My musimy podjąć decyzję czy powinnam zrezygnować z pracy i zająć się ćwiczeniami, pielęgnacją Gabrysi, czy wrócić i mieć za co żyć? MOPS oferuje nam 670 zł pod warunkiem, że jedno z nas zrezygnuje z pracy. To byłaby cała kwota za którą musimy się utrzymać przez cały miesiąc. Wypłata męża wystarcza na opłaty i kredyty. Jak można przeżyć za takie pieniądze? Zapewnić dziecku wszystko czego potrzebuje? Stoimy przed takimi dylematami i nikt nie potrafi nam pomóc.

 Wiemy, że na tą chorobę nie ma leczenia, jedynie rehabilitacja może ją spowolnić i zapobiec skrzywieniom i przykurczom, ale nie pozwolimy żeby ktokolwiek odebrał nam nadzieję, że nastąpi jakiś cud lub lekarze wkrótce znajdą lekarstwo. Ja matka głęboko i szaleńczo w to wierzę, bo inaczej co mi pozostanie? Mam czekać aż moje dziecko umrze mi na rękach?  Aż wszyscy oszalejemy przez zadręczanie się myślami? Ćwiczę więc Gabrysię pięć razy dziennie, dojeżdżamy na rehabilitację do Giżycka, masuję ją i zapewniam rozwój psychospołeczny. 

Bo moje dziecko jest cudowne i dla nas jest całym światem. Jej uśmiech zabija wszelki smutek. Zaczyna rozmawiać, jeść nowe rzeczy, próbować świata. Cieszymy się z każdego dnia, bo wiemy, że każdy dzień spędzony z naszym dzieckiem jest cenny. W tej chwili Gabrysia nie wygląda na chore dziecko, ale znam historie dzieci u których  nic nie wskazywało na problemy a budziły się pewnego dnia i nie były w stanie same oddychać. Są też dzieci które spędzały całe miesiące na OIOM-ie po takiej zapaści oddechowej.  Staramy się więc zrobić wszystko żeby do takiej sytuacji nie dopuścić. Jednak do tego wszystkiego potrzebne są duże pieniądze.  Potrzebujemy różnych sprzętów, które wcześniej lub później uratują i wspomogą życie Gabrysi. Potrzebujemy ssaka, worka ambu, koflatora, koncentratora tlenu, specjalnego wózka i fotelika samochodowego oraz wiele, wiele innych sprzętów. Moja córeczka musi być pod opieką wielu specjalistycznych poradni. Niestety w najbliższej okolicy nie ma specjalistów, którzy znają tą chorobę, więc szukamy w stolicy i innych miastach w całej Polsce. Ponieważ lekarze z Bartoszyc i Olsztyna  postawili diagnozę, że moje dziecko będzie żyć 2 lata nie mając pojęcia o nowoczesnej medycynie. Chore dzieci żyją dziś dłużej tylko trzeba zadbać o układ oddechowy a do tego potrzebny jest sprzęt i rehabilitacja.

 Dlatego organizujemy akcję zbierania nakrętek. Znaleźli się ludzie, którzy podpowiedzieli co zrobić żeby zebrać choć część pieniędzy. Są to ludzie których do tej pory nie znałam, ale mają wspaniałe, otwarte serca. ZGO w Bartoszycach objęło patronatem tą akcję i przekaże pieniądze ze sprzedaży nakrętek na sprzęt dla Gabrysi. Jesteśmy w trakcie organizowania koncertu świątecznego w Bartoszyckim Domu Kultury, na którym zaśpiewa piosenki ze swojej najnowszej płyty ?Samosie? fantastyczna wokalistka Joanna Kondrat. Myślimy o zbiórce publicznej i nagraniu płyty z kolendami. Jest wiele wspaniałych osób, które chcą nam pomóc i wszystkim serdecznie dziękuję. Mamy również nadzieję, że inne pobliskie miasta i miejscowości zechcą się do nas przyłączyć, jednak konkurs dla szkół skierowany jest do szkół i przedszkoli w Bartoszycach. Nakrętki w Bartoszycach można oddawać do siedziby ZGO, w Lidzbarku patronat nad tą akcją objęła firma Szkło. Tam również można oddawać nakrętki. Prosimy nie wyrzucajcie nakrętek po butelkach plastikowych, środkach czystości, płynach ale oddajcie do wyznaczonych punktów. Każda nakrętka ma dla nas znaczenie w walce o życie naszego dziecka. 

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej szukajcie nas na Facebooku pod hasłem Gabrysia potrzebuje Twojej pomocy, na stronie fundacji Zdążyć z Pomocą http://www.dzieciom.pl/15214, lub na blogu mamy  Gabrysi http://gabrysia.ebartoszyce.pl/

Napisany w akcje, historia | 2 komentarze

Początek

Dlaczego Lelek? Bo płakało nasze dzieciątko przez 1,5 miesiąca a jej płacz brzmiał właśnie w ten sposób. Czasami „lelele” brzmiało jak „źle” i wiedzieliśmy, że coś jest nie w porządku, szkoda tylko, że lekarze uważali, ze wymyślamy.

Ale od początku.

To ja, mama Ula

To tata Kamil

A to nasza cudna dziewczynka

Gabrysia przyszła na świat 14.03.2011 o godz. 1:15. Poród zaczął się 13.03 w niedzielę, ale bardzo nie chciałam urodzić w tym dniu:) Wszystko potoczyło się tak jak tego chcieliśmy. Gabrysia otrzymała 10 punktów w skali Apgar i przez całą noc nie mogłam uwierzyć, że to cudo jest już z nami. Dopiero w domu zaczęły się problemy.

Ale o tym innym razem. Trzeba odpocząć przed kolejnym, cieżkim dniem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Napisany w historia | Dodaj komentarz